sobota, 20 grudnia 2014

chłodny dzień grudnia

Mój świat spowił mrok, wiatr szaleje gnąc i łamiąc drzewa, gałęzie mojej nadzieji. Wszech obecny chłód i lodowaty deszcz wydobywają najgorsze myśli poczucia nie dającej się już znieść samotności. A jednak nawet w taki dzień pojawia się  mały płomyk, który w upartości przypomina mnie, mimo niepozornego wyglądu nie daje się zgasić. Za nic ma słowa "nie powinno cię tu być" są niczym, ten upór i stoicka cierpliwość dają mu te potęgę, wszak po burzy zawsze wychodzi słońce, a po nocy nastaje dzień. Właśnie w taki ponury owinięty beznadzieją dzień pojawił się Lew, choć jego grzywa była cała mokra i ściekał z niej zesłany z nieba deszcz, jego wielkie łapy pełne były strupów po przebytej wędrówce, a w jego oczach najwidoczniejszy był smutek i żal. I ja skrywająca smutek głęboko z uśmiechem na ustach tym jednym powitaniem, sprawiłam tobie tak przeogromną radość. Widok uśmiechniętego Lwa, trochę nonszalancko, a w oczach widziałam coś co mówiło "jak ty jeszcze mało wiesz o życiu". Nie do końca potrafię zrozumieć co się stało tego grudniowego dnia, pamiętam tylko że opatrzyłam Twoje rany zadbałam o grzywę i stanąłeś przede mną pełen Lwiego majestatu, wtedy tylko Cię podziwiałam, podziwiałam obraz Lwa opiekuna, równocześnie wdzięcznego za okazane dobro ciepło i troskę.
W tym pierwszym momencie, dzięki temu pierwszemu spojrzeniu zapomniałam o całym bólu jaki miałam w sobie, a mały płomyk z trudem walczący o przetrwanie, wzniecił się w pożar jakiego już dawno nie czułam, ta jedna chwila pozwoliła utworzyć mi moją własne utopie w której teraz gdy nie ma Cię w pobliżu mogę bezpiecznie się ukryć do czasu Twojego powrotu.
Najwspanialsza jest chwila, gdy znów jesteś obok, a ja mogę zatracić się w bezkresie oceanów twoich oczu. Właśnie w takiej chwili cały świat staje dając nam czas na błogie szczęście, to moment w który  najciemniejsza noc i najbardziej bezlitosna z wichur odchodzą dając nam to zapomnienie, Czujesz to mój Lwie, to jak się zatracamy w świecie, w swoich oczach i delikatnych dotykach.
Nie masz pojęcia na tematy o których ci mówię, mylisz Edypa z Achillesem, a gdy wspominam o Ksenofoncie uczniu Sokratesa nawet nie słuchasz, nie masz o nich jakiegokolwiek pojęcia i nie musisz, w końcu mitologia i filozofia, zadawanie pytań tylko po to by znaleźć nie do końca zaspokajającą ciekawość odpowiedź,szukanie mimo przeświadczenia że wszystko jest tam gdzie trzeba to moje zainteresowanie, a ty tak spokojnie słuchasz.
Sokrates zwykł powtarzać że jeśli mężczyzna ma dobrą żonę jest szczęśliwy jeśli złą zostaje filozofem. Powtarzał też wiem że nic nie wiem, mimo że wyrocznia powiedziała o nim najmądrzejszy człowiek na świecie, powtarzał to pewnie przez wzgląd na żonę która wmawiała mu że jest inaczej- taki żarcik na rozluźnienie.
Nie mogę się wręcz doczekać kolejnego wschodu słońca, bo on będzie zwiastował kolejne spotkanie dwóch sił którymi jest pan i pani Lew.
Co jakiś czas spoglądam za okno by kontrolować sytuacje meteorologiczną, a wichura ustaje teraz raczej przypomina pomruk małego bezbronnego kocięcia niż niszczycielską siłę.
Uświadomiłam sobie że bez względu na otaczających mnie ludzi jest tylko jedna rzecz niezmienna i stała w moim życiu, odpowiedź jest jakże prosta to Zdjęcia tylko to mam tak naprawdę, a cała reszta tak szybko potrafi się zmienić. Dlatego każdego dnia noszę ze sobą aparat i uwieczniam coś co dla innych nawet nie ma znaczenia przechodzą obok TEGO obojętnie zajęci pędem za swoimi sprawami tak ważnymi dzisiaj, tak nie ważnymi jutro.
Bez względu na wszystko obiecałam sobie jeszcze coś, że każdy dzień będę przeżywać z taką radością jaką tylko z siebie wydobędę, a powodem do uśmiechu będzie nawet deszcz... a uśmiech tylko od czasu do czasu będzie przerywać chwila refleksji......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz