wtorek, 13 stycznia 2015

Coś

Lew. To on jest w moich myślach. Buszuje w nich jak prześladowca zostawiając tu i ówdzie ślady swojej obecności. Nie mogę przestać o nim myśleć. Jest jak narkotyk od którego tak łatwo się uzależniłam. Dobra trochę przesadzam. Jak zwykle czekam na autobus jest styczeń i choć do okoła ziemi nie otula  biały puch, to zimno jest wyraźnie odczuwalne. Siedze tu już 10 minut i nie czuje kompletnie moich palców. Gdy dotykam nimi twarzy to czuje jak bardzo są zmarznięte.
Tak przyjemnie jest wsiąść do ocieplonego Solarisa. Ten autobus z jakiegoś względu jest wyjątkowy. Ledwie znalazłam się wewnątrz i poczułam słodki zapach wanili. Z każdym kolejnym wdechem jest coraz przyjemniejszy.
Rozmarzają mi palce... Ten cudowny słodki zapach przeminął gdy tylko usiadł obok mnie jakiś młody chłopak. Smród jego ubrań jest dla mnie nie do zniesienia. Okropny odór papierosów, zakrył całkowicie zapach którym jeszcze przed chwila się delektowałam.
Jak by to było gdyby wszystkie światła w każdym domu i każda latarnia uliczna zgasły? I tylko gwiazdy oświetlały by wszystko. Tak miło jest o tym pomyśleć. O takiej ciemności...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz