poniedziałek, 26 stycznia 2015

Za-czy-ta-na.

Siedzialam spokojnie zatopiona bez reszty w książce o goblinach i innych mitycznych stworach. Każdą kolejna stronę połykalam z coraz to większym zainteresowaniem i rosnąca ekscytacja, a przy tym pozostając pełna podziwu dla autora takiej wyobraźni.
Nikogo zapewne nie zdziwi ze czytam w restauracji, dziś akurat orientalnej. Nad moja głowa wisi śliczna lampa stylizowana na styl japoński o kształcie przeszklonego lampionu z pięknymi malowidłami w motywie kwiatów i kanarków. W ścianach postawione sa pojedyncze akwaria a w każdym z nich pływa kilka niezgodnych rybek o rożnym kształcie rozmiarze i ubarwienie. W powietrzu unosi się zapach sosu sojowego, świeżo smażonej kaczki która przed chwila powędrowała do klienta, a raczej została zaniesiona przez ubrana na czarno kelnerkę, choć o raczej pogodnym usposobieniu, co zdradzać mógł jej subtelny uśmiech i błyszczące oczy. Był jeszcze jakiś zapach którego nie znam. Lekko słodki, o delikatnej woni świeżego ogórka, marchewki i niskoprocentowego octu. I najważniejszy z zapachów i najbardziej wpisany w to miejsce, zapach świeżo zaparzonej zielonej herbaty.
W pewnym momencie w przejściu stanął mężczyzna. Średni wzrost pospolita budowa ciała, nic specjalnego. Opierał się na czerwonej lasce. Po znaczeniach jego twarzy stwierdzam że ma z jakieś 58-60 lat. Ubior lekko włoczęgowy. W pozoru niegroź i nie szukajacy wzady. Ale to tylko pozory, a one potrafią być tak mylące, jak gesty w innym kraju. Z wyglądu przyjemny, ale po chwili, gdy już rozejzal się po restauracji i wybrał miejsce by usiąść odezwala się okrutna osobowość człowieka o tak przecież niepozornym wyglądzie.
-podejdzie tu w końcu któraś z was leniwych kelnerek- glos miał pełen wyrzutów, a dopiero co usiadł, po chwili pojawiła się kelnerka, której obecność skwitował niecierpliwym- wreszcie!
- co będzie dla pana? - zapytała spokojnie bez nawet krzty irytacji czy złości na tego człowieka, bila z niej czysta dobroc i ciepło, była obrazem zupełnego przeciwieństwa siedzącego starszego mężczyzny.
-piwo.. Lane.. Tylko szybko!- pospieszył ja a ona tylko powiedziała oczywiście juz przynoszę- byłam pod wrażeniem tego spokoju i cierpliwości. Sama pewnie juz był wyszła z siebie, ale ona nie ona.  Z niej wręcz emanowal spokój i zrozumienie nawet dla najbardziej bezczelnego ludzkiego zachowania.
Kilkoro dzieci biegalo beztrosko miedzy stolikami, bardzo przy tym dokazyjac, a właśnie wtedy mężczyzna wstał uniósł szklany kufel rozbił go na ścianie i wykrzyczal- durne bachory nawet piwa nie można się napić w tym przeklętym miejscu przez te cholerne guwniarze. Wyszedł niosąc za sobą złość człowieka zgorzkniałego. Byl jak spróchniałe drzewo. Miał tego świadomość, dlatego się tak zachowywał.
Kilkoro gości cicho miedzy sobą skomentowali zachowanie człowieka który zdążył juz wyjść. Kelnerka, ona opanowała ludzi, mówiła tylko nic się nie stało, wystraszonym dzieciom pokazała druga sale po której mogą spokojnie szalec, usprawiedliwila to stluczonym szkłem, nie chciała żeby się pokaleczyli.
Byłam pełna podziwu dla niej, dla jej osoby, dla ciepła i spokoju i cierpliwości, dla wszystkich tych dobrych cnót które sobą reprezentowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz